W marcu jak w garncu

niedziela, 26 lutego 2012

Właśnie wróciłam od Mamy z moim mężem i czteronożną czekoladą i ku mojemu zdziwieniu okolica przybrała jednolity śnieżnobiały kolor. Jak to? Przecież już szła do nas wiosna :( Stanowczo śnieg zawitał do nas nie w porę!  Pogoda zmienia się jak szalona a wraz z nią moje nastroje i krawieckie pomysły. Przez ostatnie dwa tygodnie próbowałam wieczorami zabrać się za jakiś nowy projekt: z jednej strony kusi mnie płaszczyk, który już sobie wcześniej obiecałam a z drugiej wiosenne sukienki i spódnice. Płaszcz miał być wełniany, więc jak tylko siadam intensywnie myśląc nad jego skrojeniem, ogarnia mnie zniechęcenie, że za długo w tym sezonie w nich nie pochodzę. z drugiej strony nie chcę go jakoś specjalnie docieplać, więc na chłodne wiosenne poranki i wieczory byłby jak znalazł.

Do tych wszystkich krawieckich rozterek dodaję dwa ostatnie weekendy poza domem i mam mieszankę wybuchową pt. "nie mam czasu". Już nawet nie tłumaczę się z tego, że przegapiłam pierwsze urodziny mojego bloga a wraz z nim zaplanowane candy. Ale, ale... jest plan! :) Jako antyfanka marudzenia (zbyt długiego) postanawiam przenieść "cukierasy" i zmienić okazję na trochę bardziej wiosenną (w sam raz do zestawu ptasia torba + piórnik) :)

Aby jednak choć trochę pozostać w tematyce bloga, prezentuję pierwszy uszyty przeze mnie żakiet (na człowieku). Popełniłam w nim jeden karygodny błąd, którego z pewnością nigdy nie zapomnę :) bo nienawidzę za krótkich rękawów ;-))) Ogólnie pierwsze podejście uważam na tyle udane, że mam ochotę ćwiczyć dalej i szyć coś kolejnego na podobnym poziomie trudności. Jeden minus dla osób, które być może będą planowały poszaleć z tym modelem: przemyślcie czy na pewno chcecie mieć żakiet bez zapięcia - mi jakoś to nie do końca pasuje, ale może to tylko moje prywatne odczucie.

Pozdrawiam serdecznie z pracowni weekendowej :)

Jak oszukałam za krótkie rękawy? Podszewką w paseczki ;-)


Podwijamy rękawy...

...bo są stanowczo za krótkie jak dla nie :)

Pracowity weekend

niedziela, 12 lutego 2012

Ten weekend należał do stanowczo pracowitych, bowiem w pracowni weekendowej zadomowił się pewien gość. Pierwotnie plan był prosty - miałam uszyć drugą odsłonę bluzki prezentowanej tutaj. Ostatecznie pomysłodawca i zleceniodawca w jednej osobie postanowił ambitnie pierwszy raz w życiu skroić i uszyć coś samodzielnie. Efekty taki, że maszyny nie tknęłam ;) za to być może kolejne siostrzane "zlecenia" zaczną powoli znikać z mojej listy "do uszycia", bo autorka bloga we <3 warsaw złapała chyba bakcyla! :)

Bądźcie Kochani wyrozumiali - to jest na serio jej pierwsza uszyta własnoręcznie rzecz :) - pierwsze krojenie, fastrygowanie, szycie i prucie! Ja jestem z niej dumna! ;-))))

Buziaki i świętujemy jutro pierwsze urodziny bloga, ok? :)
(albo pojutrze, jak się nie wyrobię z cukierkami!)

Dodano później: chyba przyjdzie nam świętować weekendowo, bo coś nie mam czasu skończyć prezentów! :)

Na etapie produkcji - rękawów jeszcze brak!

Grunt to dobre nastawienie! :)

Wersja dłuższa od mojej :)

A to zdjęcie dostałam już mailem ;-)

Żakiet i seriale...

czwartek, 9 lutego 2012

Zgodnie z mroźnymi planami pokazuję, co kolejnego powstaje w mojej pracowni.

Natchnęło mnie na bardziej ambitny projekt jakim jest uszycie pierwszego w życiu żakietu. Nie ukrywam, że porwałam się trochę z motyką na słońce, jeśli chodzi o moje krawieckie umiejętności. Wzięłam sobie do serca słowa longredthread (przeczytane bodajże na jej blogu), które mówiły, że z niechlujnego krojenia nic dobrego nie wynika. Z linijką w ręku ;-) i stoickim spokojem odrysowywałam wykrój i wycinałam nie licząc na jakiś fenomenalny rezultat. Mocno zdziwiona jak wszystko pięknie do siebie pasuje dotarłam do momentu wszywania rękawów, które ukazało moje edukacyjne braki! Przez dobre 30 minut zastanawiałam się co zrobiłam nie tak, że mi rękawy nie pasują do reszty i są dobre 4 cm za szerokie.  Oczywiście: po co sprawdzać termin "wdawanie rękawów" i po co zwracać uwagę, że na wykroju w burdzie ktoś zaznaczył na ramionach "wężyka"? Lepiej główkować i zgadywać "co poszło nie tak" :-) Całe szczęście że istnieje wyszukiwarka i kilka fajnych osób, które dzielą się swoją wiedzą w internecie. Teraz tylko muszę wszyć podszewkę, która będzie bawełniana - do innej nie mam cierpliwości ;-) Żakiet na właścicielce zaprezentuję niebawem!

Niewykończony pierwszy żakiet
Rewersy

Tymczasem Dafeta zaprosiła mnie do zabawy serialowej. Trochę na przekór nikogo nie zapraszam za to zachęcam do polecania ciekawych seriali w komentarzach - ostatnio poszukuję czegoś nowego ;-)

Moje ukochane seriale streszczę w pięciu punktach:

  • W kategorii "kura domowa": Desperate Hausewifes - bardzo szkoda, że to już ostatni sezon (Gabi jest moją idolką!)
  • W kategorii "poczuj się jak nastolatka": Gossip Girl - za moją ulubienicę Blair! (choć po ostatnim odcinku oficjalnie się na nią obrażam)
  • W kategorii "5 lat studiów na politechnice": Big Bang Theory - za Sheldona <3 i więcej słów nie potrzeba ;-)
  • W kategorii "nie oglądaj tego w nocy": Damages za postać Paty Huse i genialną oprawę muzyczną, która wprowadza naprawdę niesamowity nastrój,
  • W kategorii "dobre, bo polskie" - Brzydula za Violettę przez "V" i dwa "t" - szkoda, że nie zdecydowano się na kontynuację.


Pozdrawiam serdecznie :-)



P.S. Zepsułam sobie szablon i zamiast szyć to będę go teraz cały weekend naprawiać... Niech żyje brak backup'ów!

Bluzka idealna

poniedziałek, 6 lutego 2012

Niech nie zmylą Was pozory - tytuł notki wcale nie nawiązuję do moich zdolności krawieckich! ;-) Dziś będzie kilka słów o natręctwach i przyzwyczajeniach.

Zacznijmy od początku czyli bohaterów tej historii. Od kiedy pamiętam były dwie rzeczy, które doprowadzały moją Mamę do pasji (choć z tego co pamiętam po latach walki Mama w końcu kapitulowała i odpuściła jakiekolwiek próby zmiany tej rzeczywistości). Pierwszą rzeczą było łażenie po domu w skarpetkach i torpedowanie mnie i mojej Siostry argumentami, żeby tego nie robić. Drugą rzeczą, którą robię po dziś dzień, było wyyyyyyciąganie wszystkich możliwych rękawów bluzek, swetrów, koszul itp. Po prostu wszystkie one były dla mnie stanowczo za krótkie! ;-) a w sklepach jakoś moda na maksymalnie długaśne rękawy jakoś nie widać.

Postanowiłam zatem stworzyć bluzkę idealną :-) dzięki pomocy burdy 4/2011 (model 118). Uszyłam wersję midi, na przekór wykrojowi, który zakładał wersję mini albo long ;-) Jak na pierwsze zderzenie z dzianiną myślę, że nie jest źle a już niebawem podejmuję kolejne wyzwanie z tym samym wykrojem, bo jest naprawdę fajny i szyje się w jeden wieczór.

Ponadto przepraszam wszystkich za przerwy blogowe - tym razem nie zawiesiłam szycia! Jak czas pozwoli to jeszcze w tym tygodniu pokażę Wam moje najnowsze wyzwanie - pierwszy w życiu żakiet (20minut temu wdałam - kocham to słowo! - pierwsze w życiu rękawy i nawet jakoś wyglądają!). Mam nadzieję w weekend pokonać wszywanie podszewki i zaprezentować Wam całość, choć boję się, że mnie prędzej szlag trafi niż ją wszyję ;-)

Sobie cierpliwości a Wam dużo stopni Celsjusza ;-) w najbliższych dniach życzę!
Buźka! :)




Zdjęcia: tym razem Mąż, który pozazdrościł blogowania.