Na szczęście!

sobota, 31 grudnia 2011

Czasami dla urozmaicenia sobie hand-made'owych przyjemności wyciągam szydełko albo igly do filcowania i tworzę coś innego :) Tutaj efekt usilnego wkuwania ;-)  i pilnowania, żeby nie złamać żadnej igiełki. Pan słoń z trąbą do góry ma przynieść szczęście i radość, choć podobno słonie trzymają w górze trąby tylko wtedy, kiedy są zdenerwowane.

Szczęścia i radości w Nowym Roku! ;-)
życzy ekipa Pracowni Weekendowej: Ja, Mąż - wspomagacz i Jaga - przeszkadzacz







I przeszkadzajka też musiała wejść mi w kadr i położyć się w najmniej odpowiednim miejscu! :)


Retrospekcja

czwartek, 29 grudnia 2011

Czasami mam takie dni, w których wydaje mi się, że przeżywam wszystko jeszcze raz, tak jakby już kiedyś ten dzień wyśniła albo po prostu już raz w nim była. Dziś cały dzień miałam wrażenie, że oglądam po raz kolejny jakiś stary film i wiem, co bohaterowie powiedzą za chwilę. Niesamowite! A Wam często zdarzają się takie momenty?

Aby jednak tematyki bloga stało się za dość - dziś szybki powrót do tego, co już częściowo było pokazywane: beżowej spódnicy z burdy 12/2011. Na zdjęciu niestety trochę sfatygowana po całym dniu noszenia jej w pracy :) Nie do końca jestem zadowolona z efektu końcowego - zwłaszcza okropnie wszytego paska ;-) ale cóż - jak się nie próbuje to się człowiek nie nauczy!

Swoją drogą mini-zagadka dla stałych czytelników: kiedy były robione zdjęcia poniżej i dlaczego więcej w tym miejscu nie będą? ;-)


model z burdy 12/2011

Poświąteczne refleksje

wtorek, 27 grudnia 2011

Święta szybko przyszły i straszliwie błyskawicznie minęły. W tym roku odczułam na własnej skórze co oznacza "święta, święta i po świętach", kiedy dziś rano o 6:20 zadzwonił budzik ogłaszając wszem i wobec "do pracy!".

Pod wieloma względami tegoroczne święta były inne niż wszystkie: niesamowicie niezimowa pogoda, zaledwie trzy krótkie dni na błogie lenistwo w rodzinnym gronie i brak pierogów mojej Mamusi (najwspanialszych na świecie!), nie wspominając już o najważniejszym aspekcie - pierwszych w pełni wspólnych świąt z moim Mężem :)

Święta (a raczej Pan Mąż) przyniosły też ogromną zmianę dla mojego projektu jakim jest Pracownia Weekendowa. Otóż dostałam niesamowity (zupełnie niespodziewany!) prezent. Oczywiście dla zwykłego śmiertelnika nie będzie on niczym zachwycającym. Dla mnie jest jednak ważną zmianą w naszym domowym zaciszu. Otóż Pan Mąż zakupił malutkie biureczko na "maszynową" wyłączność. Oznacza to koniec szycia na stole w salonie, koniec zwijania i rozkładania maszyny oraz koniec biegania po każdy drobiazg do szuflady w sypialni. Od dziś mam swój craftowy kąt, biurko, lampkę i fajne drewniane szufladki, które zamierzam pomalować.  A buzia cieszy mi się jak ten dwukropek z myślnikiem i nawiasem :-)

Pozdrawiam serdecznie i widzimy się już niedługo, bo kilka rzeczy już czeka na blogową premierę!




Bardzo krótkie życzenia!

sobota, 24 grudnia 2011



życzy
pracownia weekendowa :-)


PS A po świętach mam nadzieję nadrobię blogowe zaległości, odpocznijcie i naładujcie się pozytywną energią, Kochani!

O miłości

niedziela, 4 grudnia 2011

Dziś będzie wpis nietypowy. Miałam przygotować zdjęcia mojej nowej spódnicy szytej w poprzedniej notce (notabene kolejna już też jest częściowo zszyta!). Przeglądając zdjęcia (z których ponad połowa ma w środku kadru czekoladową plamę merdającą ogonem) uświadomiłam sobie, że do tej pory nie napisałam o swojej wielkiej miłości... do psów! Od zawsze wychowywałam się w domu, w którym były zwierzęta i mam nadzieję wychować w takim również swoje dzieci.

Pewnego dnia w mojej głowie pojawiło się marzenie - posiadanie własnego psa, przyjaciela na dobre i złe. Od początku wiedziałam, że będzie to labrador - mądry pies o łagdodnym usposobieniu, ogromnej ilości pozytywnej energii, skoncentrowany na właścicielu. Ponad trzy lata trwała moja edukacja dotycząca rasy - mnóstwo przeczytanych arytykułów, postów na formach internetowych, stron hodowli. Poznałam kolejne zalety tej rasy i wady. Prawie dwa lata temu dostałam rodzinne "przyzwolenie" na poszukiwanie wymarzonego psiaka. Do dziś nie zapomnę słów mojej Mamy "wybierz najbardziej spokojnego" ;-). Szumiały mi w uszach nawet wtedy kiedy wiedziałam, że ten najbardziej rozbrykany i grubiutki zostanie ze mną na zawsze!

I tak dwa lata temu zmieniło się moje (a potem też mojego Męża) codzienne życie ;-) Dzięki Jadze zupełnie niespodziewanie poznałam mnóstwo fajnych osób (sąsiadów z podwórka), stanowczo poprawiłam kondycję ;-) i zaczęłam się codziennie uśmiechać (no i załatwiłam całe mnóstwo rzeczy - włącznie z umożeniem mandatu mojemu mężowi - "Proszę Pana, niech pan zobaczy - nawet psa mamy w samochodzie zapiętego pasami").

Cieplutko pozdrawiamy wszystkich Odwiedzających
- pracownia weekendowa w składzie Ja i grzejąca moje stopy pod stołem Bohaterka dzisiejszej opowieści ;-)

Tak wyglądała dzisiejsza sesja zdjęciowa spódnicy ;-)

A tak 8tygodniowy "przerażony" szczeniak pierwszego dnia w nowym domu! ;-)

Na deser: Łobuzica i jej okropne mleczne szpilki!