Dziś będzie wpis nietypowy. Miałam przygotować zdjęcia mojej nowej spódnicy szytej w poprzedniej notce (notabene kolejna już też jest częściowo zszyta!). Przeglądając zdjęcia (z których ponad połowa ma w środku kadru czekoladową plamę merdającą ogonem) uświadomiłam sobie, że do tej pory nie napisałam o swojej wielkiej miłości... do psów! Od zawsze wychowywałam się w domu, w którym były zwierzęta i mam nadzieję wychować w takim również swoje dzieci.
Pewnego dnia w mojej głowie pojawiło się marzenie - posiadanie własnego psa, przyjaciela na dobre i złe. Od początku wiedziałam, że będzie to labrador - mądry pies o łagdodnym usposobieniu, ogromnej ilości pozytywnej energii, skoncentrowany na właścicielu. Ponad trzy lata trwała moja edukacja dotycząca rasy - mnóstwo przeczytanych arytykułów, postów na formach internetowych, stron hodowli. Poznałam kolejne zalety tej rasy i wady. Prawie dwa lata temu dostałam rodzinne "przyzwolenie" na poszukiwanie wymarzonego psiaka. Do dziś nie zapomnę słów mojej Mamy "wybierz najbardziej spokojnego" ;-). Szumiały mi w uszach nawet wtedy kiedy wiedziałam, że ten najbardziej rozbrykany i grubiutki zostanie ze mną na zawsze!
I tak dwa lata temu zmieniło się moje (a potem też mojego Męża) codzienne życie ;-) Dzięki Jadze zupełnie niespodziewanie poznałam mnóstwo fajnych osób (sąsiadów z podwórka), stanowczo poprawiłam kondycję ;-) i zaczęłam się codziennie uśmiechać (no i załatwiłam całe mnóstwo rzeczy - włącznie z umożeniem mandatu mojemu mężowi -
"Proszę Pana, niech pan zobaczy - nawet psa mamy w samochodzie zapiętego pasami").
Cieplutko pozdrawiamy wszystkich Odwiedzających
- pracownia weekendowa w składzie Ja i grzejąca moje stopy pod stołem Bohaterka dzisiejszej opowieści ;-)
 |
Tak wyglądała dzisiejsza sesja zdjęciowa spódnicy ;-) |
 |
A tak 8tygodniowy "przerażony" szczeniak pierwszego dnia w nowym domu! ;-) |
 |
Na deser: Łobuzica i jej okropne mleczne szpilki! |